Wanda Szymanowska - autorka wielu książek w wywiadzie dla ZgórLalka

"Z zawodu filolożka polska, nauczycielka, wielbicielka literatury w każdej postaci. Uwielbia też egzotyczne podróże, muzykę, dobrą kuchnię i … szkołę, w której spędzała większość czasu, ucząc języka polskiego, niemieckiego, muzyki. Kobieta pełna poczucia humoru, uśmiechu dla innych, kochająca literaturę i ludzi. Jej debiutancka powieść ,,Zielone kalosze” spotkała się z przychylnymi recenzjami i entuzjazmem czytelniczek."

Beata Gąsienica-Bednarz: Jak zaczęła się Pani przygoda z pisarstwem? Skąd pomysł? Wiem, że zawodu jest Pani nauczycielem, dlaczego postanowiła Pani zaprzestać praktyk nauczycielskich i przebranżowić się na książkopisarstwo?

Wanda Szymanowska: Hm. W moim wieku trudno mówić o przebranżowieniu się. Raczej zmęczenie materiału byłoby tu trafniejszym sformułowaniem.

Wytrwałam w zawodzie nauczycielskim prawie 40 lat. Uważam, że to spore osiągnięcie, zwłaszcza, że moja kariera nauczycielska związana była tylko z jedną szkołą. Mam bardzo krótkie CV. Po prostu zostałam zatrudniona, a potem przeszłam na emeryturę. Uczyłam kilku przedmiotów. Mało korzystałam ze zwolnień lekarskich. Z urlopów wychowawczych też nie korzystałam, chociaż jestem matką wielodzietną.

O odejściu ze szkoły zaczęłam myśleć w momencie, kiedy praca zawodowa zaczęła kolidować z pisaniem. Stwierdziłam, że nie jestem w stanie pogodzić wszystkiego. Poza tym praca w szkole zaczęła mi dopiekać. Wracałam do domu zestresowana i przygnębiona. Dlaczego? Dałam upust moim uczuciom w książce ,,Latte z walerianą”. Wydaje mi się, że dość sugestywnie pokazałam, co podgryza nasz system edukacji. Śmiem twierdzić, że przeżywamy narodową tragedię edukacyjną.

A pisaniem zajmowałam się od dawna. To nie było tak, że któregoś dnia postanowiłam zostać pisarką.  Nagle okazało się, że moja debiutancka powieść ,,Zielone kalosze” znalazła uznanie wśród czytelników.

Czy fakt bycia nauczycielem pomaga Pani w praktyce pisarskiej?

Gdybym była chemikiem czy fizykiem, pewnie by mi to nie pomogłoby. Śmiem twierdzić, że poloniście łatwiej jest ocenić wagę pojedynczego słowa, wagę związków wyrazowych, środków stylistycznych. Poza tym zna teorię literatury i musiał się sporo naczytać. To oczywiście bardzo pomaga.

Pisze Pani książki od siedmiu lat, proszę opowiedzieć czytelnikom ZgórLalki o jakiej tematyce są Pani dzieła?

To nie są romanse. Nie umiem pisać o miłości. Nie mam skłonności do liryzmu. Nie chcę pisać o tym jak pani poznała pana i co z tego wyniknęło. Owszem wątki uczuciowe zdarzają się w moich książkach, ale staram się z całej siły, żeby były wyważone w ilości i natężeniu.

Próbuję odwoływać się do ważnych spraw społecznych, obyczajowych i społecznych. Moje bohaterki niekoniecznie są piękne, młode, imponujące. Piszę o upośledzeniu społecznym z różnych powodów: z powodu otyłości, wieku, koloru skóry, pochodzenia.

Dlaczego akurat taką tematykę Pani wybrała?

Uważam, że w ten sposób mogę walczyć ze stereotypowym myśleniem, bo jest ono potwornie krzywdzące.

Czerpie Pani inspirację z prawdziwego życia?

Tak. Niemal każda bohaterka i każdy bohater mają swój prototyp w realnym świecie.

Po pierwszej debiutanckiej powieści jaką jest książka pt.” Zielone kalosze” jak szybko podjęła Pani decyzję o pisaniu kolejnej? Co było motywem?

Książka ukazała się w marcu 2014. Z niecierpliwością czekałam na wakacje, żeby móc zając się pisaniem. A motywem i impulsem do działania był temat, który nie dawał mi spokoju. Chciałam jak najprędzej przelać swoje myśli i spostrzeżenia na papier.

Wiem, że uwielbia Pani podróżować. Czy podczas podróży Pani pisze czy tylko wypoczywa?

Wakacje służą odpoczynkowi, relaksowi, beztrosce, ładowaniu akumulatorów. Tylko raz zdarzyło mi się robić korektę tekstu na plaży, a to tylko dlatego, że gonił mnie termin.

Gdyby mogła Pani dzisiaj spakować walizkę i wyjechać, gdzie udałaby się Pani tym razem?

Najbardziej ciągnie mnie do Afryki. Marzyłam o Madagaskarze, ale pandemia pokrzyżowała plany. Teraz jestem tak przygnębiona siedzeniem w domu, przy biurku, że najchętniej poleciałabym do Egiptu. To moje ulubione miejsce na świecie. Chętnie bywam tam nawet kilka razy w roku. Równie chętnie poleciałabym w przeciwną stronę, do Szwecji. Mam tam wypróbowane przyjaciółki, z którymi świetnie się bawię.

Z którą z książek napisaną przez siebie jest Pani najbardziej emocjonalnie związana?

Najbardziej emocjonalnie utożsamiam się z ,,Lardżelką”. To prawie moja osobista historia. Jestem od urodzenia grubaską. Walka z kilogramami to ogromna część mojego życia. Ta książka jest moim ,,złotym dzieckiem”. Mimo, że od premiery minęło kilka lat, nadal cieszy się dużą popularnością. Poza tym doczekała się adaptacji scenicznej i jest grana na deskach wielu teatrów.

Jak Pani uważa która z książek zaskarbiła sobie serca Pani czytelników?

Wydaje mi się, że czytelniczki najbardziej lubią sagę obuwniczą, składającą się aktualnie z czterech części: Zielone kalosze, Niebieskie sandały, Czerwone szpilki i Czarne lakierki. Zdradzę, że pod wpływem nalegań czytelniczek napisałam piątą część, która wkrótce się ukaże. Ale przysięgam, że będzie to ostatnia część! Albo nie przysięgać? Haha.

Pani Wando na co powinien uważać początkujący autor podejmując decyzję o pisaniu książki?

Trochę zmodyfikuję to pytanie: na co powinien zwrócić uwagę pisarz? I nieważne czy jest to pisarz początkujący, czy już zaawansowany. Powinien nade wszystko starać się porwać czytelnika i wciągnąć. Jeżeli nie przechytrzył czytelnika pierwszą stroną, drugą, trzecią, to już się chyba nie uda.

Czy książki mają przyszłość? Wszystko przenosi się do Internetu, co Pani myśli o e-bookach?

Osobiście wolę książkę papierową, ale w podróż zabieram tylko e-booki, bo to praktyczniejsze. Moje wszystkie książki mają również wersje elektroniczne. Stwierdzam jednak, że przeważająca część czytelników, tak jak ja, woli wersję papierową. Myślę, że nie musimy się jeszcze obawiać śmierci tradycyjnej książki.

Jak Pani się czuje w roli autora?

Szczerze powiedziawszy, nie czuję się jeszcze pisarką i nie jest to żadna kokieteria. Z tego powodu moją fejsbukowa strona autorska nosi nazwę ,,Książkopisanie”. Nie mam odwagi nazwać się pisarką i podziwiam tych, którzy już po debiucie stają się pisarzami.

Proszę mnie o to zapytać za trzy lata, kiedy będę świętować dziesięciolecie. Może już będę pisarką.

Bajka- pisząc bajki zamyka Pani na chwilę oczy przenosząc się do świata wyobraźni. Co Pani czuje otwierając je z powrotem widząc wówczas szarą rzeczywistość? Trudne są te powroty?

Moje książeczki dla dzieci nie są bajkami. To realistyczne opowiastki zawierające ważne przesłania wychowawcza. A generalnie nie mam nic przeciwko szarej rzeczywistości. Zawsze jest lepsza niż czarne myśli.

Jakich użyje Pani argumentów by zachęcić czytelników do czytania książek?

Użyję tylko jednego, ale jest to argument wagi ciężkiej: czytający mają znaczną przewagę nad resztą świata, dlatego warto czytać.

 

Rozmawiała: Jasmina Sabatini-LalkaZgór

liczba odwiedzin: 125