O życiowych wyborach, priorytetach, kobiecości i uważności w wywiadzie dla Zgorlalki- Agnieszka Jurczyńska-Kłosok

„Kobiecość dla mnie, tak jak i męskość, jest poczuciem braku lęku przed spełnianiem swoich potrzeb, realizacją marzeń z uwzględnieniem potrzeb i marzeń tych, z którymi obcujemy (prywatnie i zawodowo)".

                                                           Agnieszka Jurczyńska-Kłosok  

Doktor nauk humanistycznych w dziedzinie językoznawstwa, adiunkt na Wydziale Polonistyki UJ, przewodniczka tatrzańska i beskidzka, członkini Kapituły Nagrody Literackiej Zakopanego, autorka wydanej w 2020 roku książki "Nazewnictwo Tatr Wysokich. Konceptualizacja przestrzeni górskiej". Prywatnie żona i matka dwójki dzieci.

Jesteś wyjątkowo zapracowaną kobietą - stuprocentowa mama i żona, przewodniczka górska, wykładowca akademicki...sporo tego! Jak godzisz ze sobą te wszystkie obowiązki? Co jest dla Ciebie w tym najtrudniejsze?

:) Myślę, że na temat tego, czy jestem stuprocentową mamą i partnerką, musieliby wypowiedzieć się moi bliscy, ale to i tak byłoby dość trudne, bo nie bardzo wiadomo, jak tę “stuprocentowość” zmierzyć... Nie jest to zresztą moim celem. Staram się po prostu dostrzegać ich potrzeby, słuchać ich i siebie, być uważną. Co do aktywności zawodowej, to odkąd pamiętam, jednocześnie wykonywałam wiele zadań. Niektóre z nich mają różną intensywność w zależności od czasu, na który przypadają. Zasadniczo podczas roku akademickiego, a wcześniej szkolnego (bo przez trzynaście lat moje życie zawodowe było związane przede wszystkim z zakopiańskim Zespołem Społecznych Szkół Ogólnokształcących STO i innymi zakopiańskimi szkołami), skupiam się na pracy dydaktycznej, ale w międzyczasie udzielam się przewodnicko, czytam książki, wokół których prowadzę spotkania autorskie i te, które są nadsyłane w ramach Zakopiańskiego Festiwalu Literackiego do Nagrody Literackiej Zakopanego oraz wiele innych, rozwijających moje zainteresowania. Zdarza się także, że redaguję książki i od kilkunastu lat współpracuję z „Gazetą Górską”. Jako pracowniczka badawczo-dydaktyczna Wydziału Polonistyki UJ pracuję też naukowo, zajmując się zwłaszcza zagadnieniami językowymi związanymi z szeroko pojętą kulturą górską. Z chęcią też angażuję się w rozmaite projekty dotyczące gór i języka oraz (nieregularnie) biegam. Najtrudniej jest, kiedy terminy końcowe rozmaitych obowiązków się nałożą, a z każdego podjętego zobowiązania trzeba się przecież wywiązać. Wtedy nieoceniona jest pomoc Sebastiana – mojego męża, rodziców i sióstr - Ani i Joli (oraz ich rodzin!), którzy potrafią w jednej chwili podjąć decyzję o przyjeździe do Krakowa, a wcześniej na Podhale (z Rawy Mazowieckiej, Skierniewic, Warszawy), żeby nam towarzyszyć i nas wesprzeć. Bardzo ważna jest też wyrozumiałość moich dzieci – Idy i Janka, co według mnie jest pokłosiem wspomnianej już naszej rodzinnej uważności. Wszyscy staramy się wzajemnie sobie pomagać, naprawdę bez względu na dzielące nas kilometry. Poza tym mam też dużo szczęścia do ludzi, których spotykam. Niejednokrotnie korzystałam z dobroci rodziny mojego męża oraz przyjaciół, dzięki którym na przykład Kraków stał się moim domem na długo przed przeprowadzką z Podhala. Krótko mówiąc otrzymuję bardzo dużo wsparcia ze strony moich najbliższych, za co jestem im niezwykle wdzięczna. Zresztą w ogóle jestem fanką działań zespołowych – zarówno w życiu prywatnym, jak i w zawodowym. 

Czy to, czym się zajmujesz na co dzień, daje Ci satysfakcję i poczucie spełnienia? 

Tak, bardzo duże! Cieszę się, że mogę zajmować się w życiu tym, co naprawdę lubię. 

Co uważasz za swoje dotychczas największe i najważniejsze osiągnięcie? Z czego jesteś najbardziej dumna?

Z tego, że w mojej rodzinie staramy się na bieżąco reagować na swoje potrzeby, być dla siebie wsparciem.

Gdybyś musiała zrezygnować ze wszystkich aktywności i zajęć na rzecz tylko jednej? Co by to było? Czy wybór byłby prosty i oczywisty?

Wybór byłby oczywisty, gdyby dotyczył spraw podstawowych – wówczas postawiłabym na moich najbliższych. Jeśli jednak mówimy o aktywnościach, powiedzmy, zawodowych, to muszę przyznać, że nie jestem w stanie wybrać pomiędzy językiem a górami. To są dla mnie naczynia połączone. 

Oboje z mężem jesteście polonistami, oboje przewodnikami. Czy to spaja Waszą więź, pomaga budować relacje, czy bywa przeszkodą i powodem nieporozumień?

Zdecydowanie to pierwsze! To jest z resztą ciekawe zagadnienie, bo w ramach naszego wykształcenia faktycznie nasze zbiory na siebie nachodzą, ale są też przestrzenie, w których są rozłączne (choć nadal sobie dosyć bliskie). Ja mam „swoje” językoznawstwo i gitarę, a Sebastian wspinanie i TOPR.

Czym jest dla Ciebie kobiecość?

Myślenia o człowieku, jeśli mówimy nie o fizyczności, a o psyche, nie dzieliłabym wyraźnie na to, co kobiece i na to, co męskie. Kobiecość dla mnie, tak jak i męskość, jest poczuciem braku lęku przed spełnianiem swoich potrzeb, realizacją marzeń z uwzględnieniem potrzeb i marzeń tych, z którymi obcujemy (prywatnie i zawodowo).

Jaka jest rola mężczyzny w budowaniu kobiecości?

Prawdopodobnie taka sama jak kobiety. To również trudno zmierzyć czy zweryfikować, bo dużo zależy od konkretnych osób i konkretnych sytuacji.

W XXI wieku kobieta powinna…? No właśnie, co powinna, lub też czego nie powinna robić? Gdzie jest miejsce kobiety?

Tam, gdzie ona sama chciałaby się znaleźć.

Pochodzisz z Rawy Mazowieckiej, Twój mąż natomiast z Wodzisławia Śląskiego. Jak to się stało, że trafiliście do Kościeliska i dlaczego już tutaj nie mieszkacie?

Spotkaliśmy się podczas studiów na Wydziale Polonistyki UJ. Trafiliśmy na pierwszym roku do jednej grupy i polubiliśmy się. Z biegiem czasu okazało się, że oprócz kierunku studiów łączy nas również radość z przebywania w górach, która jeszcze w czasie studiów zawsze prowadziła nas w Tatry. Pomysł zamieszkania na Podhalu obydwojgu bardzo nam się spodobał, co zrealizowaliśmy zaraz – i to dosłownie – po ślubie. Prosto z własnego, mazowieckiego wesela przyjechaliśmy do Zakopanego i przez wiele lat tutaj mieszkaliśmy. Kościelisko pojawiło się, gdy przyszedł czas na kupno własnego mieszkania. Nasza przeprowadzka do Krakowa była z kolei związana ze zmianą miejsc pracy. Zostałam pracowniczką badawczo-dydaktyczną w Katedrze Współczesnego Języka Polskiego WP UJ, a Sebastian – kierownikiem Centralnej Biblioteki Górskiej przy Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK.

Jak odnalazłaś się w góralskiej społeczności? Co było dla Ciebie najtrudniejsze? Co Cię zaskoczyło? 

Wspominałam już, że mam szczęście do dobrych ludzi i w tym przypadku nie było inaczej. Zawsze spotykałam się z dużą serdecznością bez względu na to, czy byli to rdzenni mieszkańcy Podtatrza, czy przyjezdni, którzy Zakopane i okolice wybrali sobie na miejsce do życia. Trudnością, która początkowo mi doskwierała, była duża odległość od rodziny. To, że po południu nie mogłam „wyskoczyć” do rodziców czy do sióstr, żeby porozmawiać, napić się kawy, pobyć razem. 

Jaki jest Twój stosunek do folkloru, kultury i tradycji góralskiej? Czujesz się częścią tego świata, czy jesteś raczej stuprocentową "ceperką"?

Wrastanie w daną społeczność to proces długotrwały, nie wystarczy więc ubrać się w strój regionalny i rozumieć gwarę, żeby stać się tej społeczności częścią. Z drugiej strony rzeczywistość Podtatrza tworzą, jak wspomniałam wcześniej, nie tylko rdzenni mieszkańcy, ale i przyjezdni. Mam w Zakopanem i okolicach wielu przyjaciół, przez wiele lat pracowałam tutaj jako nauczycielka języka polskiego, pełniłam funkcję wychowawczyni, przygotowywałam młodzież do konkursów i egzaminów, jako przewodniczka tatrzańska opowiadałam innym przyjezdnym o Tatrach, redagowałam teksty dotyczące postaci ważnych dla kultury podhalańskiej, w końcu obroniłam doktorat dotyczący nazewnictwa Tatr Wysokich, który ukazał się w postaci wspomnianej we wstępie książki i nadal tą tematyką się zajmuję. W tym sensie czuję więc wspólnotę z mieszkańcami Podhala, w ogóle z regionem, przy czym nie ukrywam, że równie bliska jest mi centralna Polska, z której się wywodzę. Jeśli natomiast chodzi o folklor góralski, to podziwiam wielowymiarowość podhalańskich twórców ludowych, którzy często są jednocześnie muzykami, rzeźbiarzami, malarzami na szkle, twórcami tradycyjnych instrumentów, strojów, ozdób. Historie tych ludzi są dla mnie niezwykle inspirujące, bo pokazują, jak wiele aktywności może zmieścić jeden życiorys! Między innymi dlatego bardzo się cieszę, że powierzono mi redakcję językową książki Joanny Staszak Wtopieni w krajobraz. Zakopiańscy twórcy ludowi (2020) i obszernej publikacji Krzysztofa Gocała Góralska muzyka, poświęconej muzycznemu folklorowi Podhala, która ukaże się niebawem. Mój pozytywny stosunek do folkloru wynika również z tradycji rodzinnych. Tata mojej mamy, Wincenty Brzeziński, grał na skrzypcach i wraz ze swoimi braćmi tworzył przed laty kapelę muzykującą w okolicach Rawy Mazowieckiej. W młodości grywali również bracia mojej mamy. Z kolei moja babcia od strony mamy – Feliksa z d. Brodowska – miała piękny głos i podobnie jak jej ojciec - Jan znała dziesiątki ludowych utworów, które do tej pory czasem śpiewa moja mama. Muzyka jest więc naszej rodzinie bardzo bliska, a do muzyki ludowej żywimy szczególny sentyment. Przyznam, że ja też bardzo lubię śpiewać i grać na gitarze, w ogóle słuchać muzyki. Powiedziałabym nawet, że w ten sposób odpoczywam.

Co cenisz sobie u górali?  

Takich cech jest wiele, a wśród nich na pewno szczerość, życzliwość i zaradność. 

Czym są dla Ciebie góry?

Podstawą wielu moich działań i miejscem, w którym porządkuję swoje myśli. 

Gdzie będzie Agnieszka Jurczyńska-Kłosok za 10-15 lat? Jakie masz plany i marzenia?

Tego nie wiem, ale oby nadal wśród rodziny, przyjaciół, języka, gór i muzyki!

Dziękuję za rozmowę :)

 

Rozmawiała:zGórLalka-Jasmina Sabatini

 

liczba odwiedzin: 375