Jak w spódnicy z zasłonki zostać indiańską Squaw ?

Miastowa dziewczynka na wakacjach jest narażona na wiele nieoczekiwanych zdarzeń. Dosyć osobliwe podrywy, równie zabawne okazywanie zainteresowania, śluby na niby, o których fikcyjności przekonana byłam jedynie ja – panna młoda. A jeśli dodatkowo, ta właśnie dziewczynka, spędza te wakacje głównie w gronie chłopców? Hmmm… 

Nie licząc siostry i okazjonalnie koleżanki z sąsiedztwa byłyśmy jedynymi dziewczynkami, wskutek czego, rezultaty niektórych zabaw bywały zaskakujące. Wszystko to, niczym kabaretowa „zasmażka”, pokryte było nadopiekuńczością, rygorystycznymi zasadami i poglądami babci. I właśnie ta mieszanka, stanowiła swoiste ogniwo, łączące nasze dzieciństwo z dobrą zabawą. Wakacje rozpoczynałyśmy niemalże po zakończeniu roku szkolnego. Z napięciem oczekiwałyśmy wręczenia świadectw, niecierpliwie dopytując rodziców o termin wyjazdu. Na miejscu miałyśmy przy sobie dwie ciężkie torby ubrań, na każdą ewentualność i okazje. A ponieważ babcia, w tym względzie była niezwykle oszczędna, to starała się jak najrzadziej zaglądać do tych bagaży. I tak, pamiętam jedno z ręcznie wykonanych dzieł, w których pomimo protestów i płaczu, byłyśmy zmuszone chodzić.

Były to spódniczki przed kolano, na gumce, uszyte z nieużywanych już przez babcie zasłonek okiennych. Lato w pełni, a my z siostrą, z kwaśnymi minami, przemieszczałyśmy się po podwórku i okolicy, w pomarańczowych spódnicach, z jesiennymi liśćmi. Babcia dodatkowo miała bzika na punkcie idealnie upiętych włosów, więc cały image, wykończony był mocno ściągniętymi w dwa warkocze włosami. Pamiętam jak się zastanawiałam, czy ten wytrzeszcz oczu to jedynie kwestia fryzury, czy tak już mi zostanie na wieki?! Wieczorem, rozplatając warkocze stękałam z bólu. Każdy ruch włosami był wręcz torturą. Jak się później okazało, fryzura ta była nieodłącznym atrybutem wyglądu Indianki.

Dni upływały nam na troskliwej opiece babci, zabawach z kuzynami i kolegami z okolicznych domów. Jedną z naszych rozrywek było wspinanie się na orzecha lub bieganie po górach, do których od domu dziadków, mieliśmy rzut beretem. Nie były to imponującej wielkości góry, ale dla naszej fantazji zupełnie wystarczające.

Starszy z moich kuzynów, od dzieciństwa pasjonował się strzałami, łukami i Winnetou. Pierwsze dwie pasje kultywuje do dnia dzisiejszego. Niemniej jednak, pewnego dnia, dzięki właśnie tym pasjom, na jednej z górek, wyrósł indiański wigwam. Zabawa była niesamowita. Na przeciwległej górze, grupa chłopców rozstawiła namiot. I tak w mgnieniu oka, powstały dwa wrogie sobie obozy. Jako starsza z dziewczynek zostałam indiańską „Squaw”, a z braku porozumienia co do hierarchii ważności, Wodzów było dwóch. I chwała Bogu….jednym z nich był mój starszy kuzyn, co komplikowało nieco jakiekolwiek koligacje, w celu przedłużenia rodu. Oczywiście żartuje, nic z tych rzeczy, w podstawówce byłam.

Tak czy owak, rozpoczęło się wojowanie. Mieliśmy totem. Własnoręcznie namalowany przez Wodza – kuzyna. Zaczepiony był na długim kiju i wbity w ziemię na szczycie góry. Podczas jednej z bitew pojmaliśmy nawet jeńca. Został przywiązany do kołka wystającego z ziemi, a mnie powierzono pilnowanie go. Dostałam finkę, taki ekstra nożyk, od jednego z wodzów i zakaz uwalniania więźnia, choćby nie wiem co! Sytuacja się skomplikowała, gdy biedakowi zachciało się siku. Zaczął mnie prosić, abym go odwiązała. Przekonywał mnie, że szybciutko uda się w pobliskie zarośla celem oddania moczu i wróci niepostrzeżenie. Nie miałam pojęcia co zrobić?! Serducho mi zmiękło. Krzyknęłam więc do wodza, który właśnie okładał „Indianina” z przeciwległego obozu:

– Wodzu, jeńcowi chce się siku, mogę go na chwile wypuścić?!

– Niech sika w gacie! – usłyszałam odpowiedź.

Po paru minutach negocjacji, czym wybitnie zakłócałam przejmowanie wrogiego obozu, usłyszałam głos zrozpaczonego więźnia:

– Już nie trzeba…?!

Moim oczom, ukazała się gigantyczna plama na spodniach chłopaka. Reszta dnia w wiosce indiańskiej, obfitowała w pot, ziemię w zębach i kaczkę z dziurą, po przypadkowym strzale w szyję.

A jakie są Wasze wspomnienia z wakacji? Będę wdzięczna, jeśli podzielicie się ze mną Waszymi przygodami w formie komentarza pod tekstem.

Lena Poll-storyteller,copywriter,malarka słowem

https://www.facebook.com/groups/1369543253396436

liczba odwiedzin: 77